Zostałam sama z 10 miesięcznym dzieckiem - i odpoczęłam!

Za nami tydzień bez męża.
Gdy dowiedziałam się o tym, że Kamil wyjeżdża na tydzień i zostaję z Tomkiem sama trochę się przeraziłam. Kto miał ząbkujące dziecko ten wie, że czasami nie jest za kolorowo. Marudzenie, ślina po pas, gryzienie wszystkiego w zasięgu ręki jest rzeczą normalną. Takie dziecko potrzebuje naszej uwagi non stop i czasami we dwójkę jest ciężko, a co dopiero w pojedynkę.
Czego się spodziewałam? Pierwszą rzeczą która nasunęła mi się na myśl - od noszenia Tomka pęknie mi kręgosłup. Nie będę miała czasu zupełnie na nic, będzie ciężko, będę wyglądać i czuć się jak zombie i odliczać minuty do przyjazdu męża.
Okazało się zupełnie inaczej niż podejrzewałam.
Skąd się wzięło takie pesymistyczne nastawienie? Nie mam pojęcia. Niby lepiej być mile zaskoczonym niż rozczarowanym ale po co się przejmować zawczasu?
Teraz mogę spokojnie powiedzieć, że wszystko zależy od dobrej organizacji, a przyznaję, że dobrze wszystko zaplanowaliśmy.
Przed wyjazdem męża staraliśmy się wszystko tak zorganizować, żebym miała jak najmniej obowiązków. Zrobiliśmy pranie i prasowanie wszystkiego co tego wymagało, wysprzątaliśmy cały dom, zrobiliśmy zakupy, abym  nie musiała nic (oprócz Tomka) dźwigać, a w razie kataklizmu pogodowego wcale nie musiała wychodzić z domu.
Ale jak to się stało, że odpoczęłam? I jak wyglądał nasz tydzień?
Przede wszystkim porzuciłam wszystkie dodatkowe obowiązki, czyli to czego nie musiałam robić to po prostu tego nie robiłam. Odbiło się to na naszym blogu i profilach społecznościowych, ale dzięki temu nie spinałam się. Podczas tego tygodnia skupiłam się na Tomku i na sobie. Nie chciałam też gotować, dlatego codziennie rano przy kawie zastanawiałam się na co mam ochotę, a dostawcy jedzenia spełniali moje zachcianki ;) Życie przeniosłam na podłogę, Tomek się cieszył, bo całe dnie spędzałam koło niego. Dzięki temu był bardzo spokojny i miałam możliwość ciągłej obserwacji. Wieczory po kąpaniu Tomka były dla mnie i z wielką radością oddawałam się nadrabianiu zaległości w serialach i wcinaniu wszystkich rzeczy na które miałam ochotę (oczywiście odbiło się to na wadze -  ale przecież miałam "wakacje" ;) ).

U nas śnieg a od męża dostaję na rozgrzanie takie zdjęcia...


Jak Kamil to przeczyta to pewnie stwierdzi, że niepotrzebnie w ogóle wracał do domu, bo przecież tak świetnie sobie radziliśmy bez niego. Owszem ten tydzień przeżyliśmy w spokoju, ale gdybyś mężu nie ogarnął wszystkiego przed wyjazdem to po powrocie zastałbyś żonkę zombie z połamanym kręgosłupem, Tomka obślinionego po pachy i sajgon w domu (a przed Twoim powrotem nawet udało nam się poodkurzać! ;) ).
Dobrze jest zrobić sobie od czasu do czasu takie "odcięcie", uważam jednak, że im dłużej takie "odcięcie" trwa tym gorzej. Co tu dużo ukrywać, rozleniwiłam się, szare komórki nie chciały pracować, a cellulit wisiał w powietrzu.

każdy dzień zaczynaliśmy podobnie :) 

Reasumując - można sobie samemu z dzieckiem odpocząć - można, ale o ile wcześniej racjonalnie do tego podejdziemy i o ile nie trwa to za długo (w końcu jedzenie się skończy, kosz na pranie się zapełni). Ja miałam lekko - nie musiałam naprawdę nic robić oprócz opieki nad Tomkiem, dlatego mogłam sobie pozwolić na takie "luksusy".
Znam pewną mamę, którą podziwiam z całego serca - widzi się z mężem na weekendy i mają dwójkę małych dzieci - to jest dopiero ogarnięcie level master i kręgosłup ze stali.


Spodobał Ci się nasz blog? Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku oraz Instagramie!

2 komentarze:

  1. oj wydaje mi się, że własnie najbardizje czasochłonne jest to cholerne gotowanie, więc jeśli udało ci sięto jakoś obejśc to można dać radę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite :) Super to zorganizowałaś :D Jestem pełen podziwu!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Mama i Tata w Trójmieście , Blogger